202505.05
Off
2

Romans i kodeks, czyli czy można zakochać się w adwokacie?

Odpowiedź na to pytanie winna uwzględniać pewna subtelną uwagę, otóż pytanie winno brzmieć czy można zakochać się w swoim adwokacie, (to odradzam), czy w adwokacie w ogóle, w tym ostatnim zakresie nie dostrzegam przeciwskazań. 

Relacja klienta z adwokatem powinna mieć charakter profesjonalny. Podpisując pełnomocnictwo, klient udziela adwokatowi upoważnienia do reprezentowania w postępowaniach karnych, cywilnych czy rodzinnych. Podstawą relacji jest zaufanie, klient udziela informacji nieraz prywatnych, bardzo intymnych. 

Niekiedy na  sali sądowej unosi się napięcie, jak w scenie z „Anatomii upadku” – spojrzenia, niedopowiedzenia, oskarżenia i kontrargumenty. A pośrodku tego dramatu – adwokat, osoba, która zna historię swojego klienta nawet lepiej niż terapeuta i broni  z zaangażowaniem, którego nie okazuje nawet partner. Broniąc czy reprezentując klienta adwokat nawiązuje  szczególną relację, przeistacza się Anioła Stróża i opiekuna. Płomiennie przemawiając, niekiedy urzeka słowami. 

Czy to powód, żeby się zakochać? A może wystarczy nutka fascynacji?

Romanse – fikcja czy statystyka?

Zanim uznamy temat za plotkarski, warto wiedzieć, że zjawisko „przeniesienia emocjonalnego” – znane z gabinetu psychoterapeutycznego – działa także w relacji klient–prawnik. U podstaw leży zaufanie, intymność, a nierzadko… wdzięczność granicząca z fascynacją. W badaniach przeprowadzonych przez American Bar Association nawet jedna czwarta prawników przyznała, że byli obiektem „uczuć wykraczających poza zawodowe relacje” ze strony klientów. Nie oznacza to, że odwzajemniali te emocje – ale że temat jest bardziej powszechny, niż się wydaje. 

Granice etyki i napięcia międzyludzkiego

Kodeks Etyki Adwokackiej mówi jasno: relacja między klientem a pełnomocnikiem powinna opierać się na zaufaniu, lojalności i bezstronności. Czy uczucia są sprzeczne z tymi wartościami? 

Tak! 

Adwokat ma bronić i chronić, ma być procesowym cyborgiem.  Reprezentuje klienta w najtrudniejszych momentach życia, stresowych, nerwowych, po zdradzie, w trakcie rozwodu, pobytu w areszcie.  W trudnych i nieraz dramatycznych sytuacjach życiowych, udziela rad, daje wsparcie, jest przewodnikiem po labiryncie sądowych postępowań.  

Powinien czynić to na chłodno, bez zaangażowania emocjonalnego. Nie wykorzystywać tego, że ma wiedzę o swoim kliencie, o słabościach, wadach. 

Romans z obrońcą? Temat literacki, kino to kocha, sądy niekoniecznie

Kultura popularna pełna jest takich scenariuszy – od „Zapachu kobiety” po „Lincoln Lawyer”. Tam adwokat nie tylko wygrywa sprawę, ale i zdobywa serce klientki. Fundamentami jednak profesjonalizmu są dystans i obiektywizm.  

 W życiu realnym takie relacje romansowe nie są dobrym pomysłem. Romans  bowiem zburzy zaufanie, może spowodować konflikt interesów, przede wszystkim jednak znosi dystans tak konieczny dla działania w interesie klienta.

Miłostki jednak się zdarzają, konfiguracje bywają dowolne. Korytarze sądowe huczą od plotek. Kiedyś sędzia będąc w związku z adwokatem przyznała  że uchylała areszty tymczasowe, aby …… sprawić przyjemność adwokatowi – kochankowi, wspominała, że  nie potrafiła mu odmówić, bo zależało jej na jego sympatii i zainteresowaniu. Oboje źle skończyli, nie tylko romansowo, ale i zawodowo. 

Mnie w krakowskim sądzie jednak nikt takiego uczucia nie okazuje. 

Odnotowaliśmy  też zdarzenia, w której pani mecenas została przez strażnika więziennego  nakryta w trakcie sceny miłosnego uniesienia z klientem. Działo się w areszcie śledczym, a  krótka chwila namiętności skończyła się karą dyscyplinarną w postaci dwuletniego zawieszenie w prawie do wykonywania zawodu. 

Ten numerek pani mecenas zdecydowanie ….  nie wyszedł. 

Inna  miała przynosić swojemu lubemu używki na widzenia, ukryte w gumowych rękawicach. Podobno zaś jej rachunek bankowy miał być jednym ze sposobów na przekazywanie pieniędzy z rozliczeń narkotykowych. 

Liczy się dystans.

Niekiedy klienci próbują przekraczać granice – przynoszą czekoladki, pytają o życie prywatne, szukają kontaktu poza kancelarią. Trudność polega na tym, że adwokat nie jest tylko „usługodawcą”. To ktoś, kto wnika głęboko w osobisty kontekst klienta, co często rodzi iluzję bliskości. Dlatego dobry obrońca, jak dobry lekarz, zna wartość profesjonalnego dystansu – nie zimnego, lecz bezpiecznego. I to właśnie buduje prawdziwe zaufanie. 

Znajomy adwokat zwierzył mi się, że miał kilka romansów z klientkami przy czym na erotyczne szarże pozwalał sobie dopiero po zakończeniu ich spraw. Podobno nie miało znaczenia czy wygrał. 

Co ciekawe, nigdy nie przechodził z tymi paniami na „ty”. Dystans (werbalny) zachowywał także w łóżku. 

Ostatnia uwaga: to działa w obie strony

Adwokat nie powinien odczuwać, a na pewno wyrażać emocji wobec swoich klientów. Powinien  być pełnomocnikiem, obrońcą a nie partnerem. Bo w sądzie nie chodzi przecież o romans. Chodzi o dobro klienta, i wynik sprawy. 

Największym komplementem jest kiedy słyszy się słowa takie jak:

 „Zawdzięczam  panu nie tylko wygraną, ale też to, że znów wierzę ludziom.”,

 lub, że „odbudowałam się dzięki panu, stanęłam na nogi”. 

„dał mi pan siłę”. 

To lepsze niż jakiekolwiek wyznanie miłości, a na pewno bezpieczniejsze i godne.